Wróć na stronę główną

Historia postaci

Alicja Sunheart

Autor: Przemysław Filek

Urodziłam się 20 lat temu w małej wiosce i tam też dorastałam, wśród kochających mnie osób. Atmosfera panująca w tej wiosce była iście sielankowa, wszyscy się lubili i pomagali sobie a ziemia była piękna i dawała nam duże zbiory. Nic więc dziwnego, że wszyscy chwalili Madriel za jej szczodrość i miłość jaką nas otaczała.

W roku w którym ukończyłam siedem lat, nastały jednak złe czasy. Podobno toczyła się jakaś wojna i często przyjeżdżali do nas żołnierze i zabierali nasze zapasy, które gromadziliśmy na zimę. A gdy ta nastała nasza wioska zaczęła głodować, ale jakoś dawaliśmy sobie radę. Jednak wojna chyba nie szła za dobrze naszym bo któregoś wieczoru przyjechał do nas posłaniec i oświadczył nam iż nasze wojska się wycofują i wioska nie będzie już bezpieczna. Kazał nam się pakować i ewakuować razem z armią. Jednak ludzie w wiosce byli tak zakochani w pobliskich lasach, polach i rzekach, że prawie nikt go nie posłuchał.

Kilka tygodni później na naszą wioskę napadła banda orków i innych stworów i spaliła ją doszczętnie. Małej grupie ludzi w tym mnie udało się zbiec i tułaliśmy się przez kilka dni po okolicy nie wiedząc co z sobą zrobić, głodni, poobijani i zmarznięci wreszcie natrafiliśmy na jakiś oddział ludzi a kiedy zbliżyliśmy się do nich okazało się jednak, iż są to łowcy niewolników. Szybko nas pojmali, zakuli w kajdany i ruszyli w nieznanym mi kierunku. Podczas kilku tygodniowej podróży, która była straszliwą męczarnią, prawie bez wody, jedzenia i w okropnym zimnie, zamarzł na śmierć mój ojciec, który swoim ciałem starał się rozgrzać mnie i moją matkę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że umarł. Mama powiedziała, że zasnął a potem jak wzięli go strażnicy i gdzieś wynieśli szepnęła mi "Teraz tata jest bezpieczny, nic więcej złego go nie może spotkać". Dopiero jakiś czas później zdałam sobie sprawę z tego iż umarł i wtedy dopiero się rozpłakałam.

Wreszcie dojechaliśmy do jakiegoś miasta, w którym nas wyładowano z wozów i rozdzielono. Straciłam wtedy z oczu matkę i bardzo się bałam, głośno krzyczałam ale ktoś mnie zaczął bić i wrzeszczeć na mnie, że jak nie będę cicho to mnie ukarze. Następnie trafiłam na targ niewolników gdzie byłam wystawiona na sprzedaż. Zainteresował się mną jakiś gruby obleśny szlachcic ze małymi świńskimi oczkami, któremu na mój widok ciekła ślina z ust., gdy już wydawało się, że uda mu się dobić targu z handlarzem na scenę wstąpił jakiś młody rycerz i ze stoickim spokojem podbił cenę. Grubas popatrzył się na niego z wściekłością i zaczęli oboje się licytować a handlarz zacierał tylko rączki i szepnął mi, że zarobi na mnie kupę forsy. Wreszcie grubas klnąc i wyzywając rycerza wycofał się, handlarz uśmiechnął się i wyciągnął rękę po sakiewkę do rycerza. Ten wręczył mu ją i powiedział: Jak cię zobaczę gdzieś poza tym miastem gdzie niewolnictwo jest dozwolone to spuszczę z ciebie krew jak z wieprza. Handlarz zbladł, popchnął mnie w jego stronę i szybko się usunął. Rycerz nic nie mówiąc wsadził mnie na konia wyprowadził go z placu do jakiejś tawerny gdzie zatrzymaliśmy się na noc. Następnego dnia zakupił drugiego konia dla mnie i wyruszyliśmy w podróż. Rycerz dbał o mnie bardzo dobrze, w porównaniu z podróżą wśród łowców niewolników czułam się jak księżniczka. Jednak martwiłam się bo nic nie mówił, i zastanawiałam się jaki czeka mnie los.

Po pewnym czasie dotarliśmy do jakiegoś klasztoru gdzie rycerz zamienił kilka słów z jakąś kapłanką a następnie uśmiechając się do mnie powiedział "Tutaj będzie ci dobrze" i odjechał. Później dowiedziałam się, że rycerz ten był paladynem lecz jego imienia nie pamiętam.

Klasztor, w którym zostałam był klasztorem gdzie uczyły się przyszłe kapłanki Madriel. Przyjęto mnie tam ciepło i zaczęto uczyć, najpierw pisać i czytać, później historii i innych takich rzeczy a następnie zaczęto szkolić mnie na kapłankę. W moje 17 urodziny zostałam kapłanką z prawdziwego zdarzenia i mogłam jechać gdzie chce. Postanowiłam iż będę wędrować po świecie i pomagać przypadkowym ludziom, tak jak paladyn pomógł mi.

W moich podróżach najczęściej widywałam się z prostymi ludźmi i leczyłam ich z chorób lub ran, lecz natykałam się także na ślady tytanów i starałam się je zwalczać jeżeli starczało mi na to sił i odwagi. W moich podróżach spotkałam pewnego pięknego rycerza jak z bajki w błyszczącej zbroi i na białym koniu. Nazywał się on Sir Rinan i był rycerzem z zakonu Porannego Słońca w służbie Madriel. Prawdę mówiąc zakochałam się w nim prawie od pierwszego wejrzenia i postanowiłam wstąpić do jego zakonu aby być przy nim a i on sam mnie do tego zachęcał. Jednak podczas następnego roku jak podróżowałam z nim i brałam udział w misjach dla zakonu zauważyłam, iż Rinan jak i jego ludzie potrafią być strasznie okrutni i bezlitośni. Widziałam jak bez zmrużenia okiem palili ludzi żywcem dla jakiegoś większego dobra. Nie rozumiałam jak można poświęcać czyjekolwiek życie dla jakiegoś wyższego celu. Z czasem moja miłość do Rinana wygasła jak i moja chęć przystąpienia do zakonu. Pewnego razu gdy Rinan podjął decyzję o oczyszczeniu następnej wioski stanęłam w obronie jednej małej dziewczynki która przypominała mi mnie samą sprzed kilkunastu lat i powiedziałam iż jeżeli chce ją zabić musi zabić także mnie. Nie wiem co spowodowało, iż tak zrobiłam ale jeżeli czasami rzeczywiści widać było, że dla ludzi zabijanych przez Rinana nie ma szans tak jakoś teraz wierzyłam że dla tej dziewczynki istnieje szansa i chciałam ją wykorzystać. Rinan wściekł się na mnie i powiedział, że daje mi trzy dni jeżeli mi się nie uda wtedy wróci tu i spłoniemy obie. Przez te trzy dni starałam się jak mogłam jednak najwyraźniej się myliłam i nie potrafiłam jej uleczyć. Pod koniec trzeciego dnia pogodziłam się z losem i mocno przytuliłam dziewczynkę, żeby nie czuła się samotna w tych ostatnich chwilach. Gdy nagle pojawiła się sama Madriel i jednym tylko uśmiechem oraz jednym ciepłym spojrzeniem dała mi siłę, nadzieję i wiarę abym mogła uleczyć dziewczynkę, następnie odeszła. Gdy przyjechał Rinan i dowiedział się, że dziewczynka jest zdrowa, i że się mylił wściekł się jeszcze bardziej niż za pierwszym razem i kazał mi wynosić się z jego wzroku i nie pokazywać mu się więcej na oczy.

Odprowadziłam dziewczynkę, która jak się okazało nazywa się Efini do klasztoru, w którym sama się wychowałam i powierzyłam ją opiece moich sióstr a następnie wyruszyłam w dalszą podróż, pokrzepiona i z nadzieją w sercu, że robię coś dobrego. Następnej nocy we śnie znowu objawiła mi się Madriel i powiedziała mi, że mnie potrzebuje...

Alicja została wysłana do innego świata. Pełni rolę Boskiego Wysłannika (Divine Emissary), a celem jej jest zagłada wyznawców Tytanów (Tytani, w uniwersum Scarred Lands, to ojcowie bogów - przeraźliwie potężnie, nieśmiertelne siły natury, obecnie uwięzione).

Wróć na początek