Scarred Lands Campaign Site
Withered Flowers
by Patryk Adamski (Ruemere)

Kroniki...

Opowieść Cinnamon sesja siódma

Mithril, 4 dzień miesiąca Den'd'noir, 7658 p.w.

Do
Matki Przełożonej
Konwentu Żeńskiego
Służebnic Madriel
178 Non'd'veir
Vera Tre.

 Wielebna,

Śpieszę z radością donieść, że pomimo wydarzeń ostatnich dni wciąż jeszcze oglądam oblicze Księżyca każdej pogodnej nocy. Stanęłam twarzą w twarz ( albo też raczej odpowiednik twarzy ) z udręczoną dusza kogoś, komu nie dane było zaznać daru łaski i zasnąć w ramionach Naszej Miłosiernej Pani. Mnie i moim towarzyszom udało się w jakiś sposób pokonać ten byt. Jednak ( i muszę przyznać, że nie po raz pierwszy ) mam wątpliwości co do tego, czy aby walka była jedynym i najwłaściwszym sposobem rozwiązania problemu. Nieszczęśnik tak naprawdę wcale nie podejmował walki. Dotknął jednak mnie i jednego z moich towarzyszy, Alifa. Jakie będą tego skutki- zapewne wkrótce się okaże. Pozwól wszakże, Wielebna, że przywrócę rzeczom należną im kolej.

Otóż po obfitującej w wydarzenia podróży do wioski, o której wspominałam Ci w ostatnim swoim liście, stanęliśmy w jej centrum. Na miejscu zastaliśmy kilkoro chorych w tym dwoje- najciężej. Choroba dawała zawsze te same objawy- osłabienie, nudności i wymioty oraz biegunkę, prowadzące do szybkiego odwodnienia, czasem kaszel i prawie zawsze gorączkę. Naradziwszy się z Nekromantą podjęliśmy decyzję o zaimprowizowaniu tymczasowego szpitala polowego, gdzie można by izolować chorych. Jako, że istotą ich schorzenia wydawała się nade wszystko niedostateczna dbałość o higienę zadbaliśmy o to, aby za pomocą dostępnej nam magii oczyścić ich odzienie ( i ich samych - prawdopodobnie po raz pierwszy od bardzo, bardzo wielu Księżyców ), dostarczyć im czystej wody pitnej i strawy. Spróbowałam też leczyć nieszczęśników najlepiej, jak potrafiłam. Jednocześnie zaczęliśmy zbierać we wsi informacje ( na marginesie- nie bardzo rozumiem dlaczego licznie przybywający do wsi Kapłani leczyli tylko ludzi, a nie starali się dociec do przyczyn dręczących ich chorób ).Wraz z tym, co powiedział nam Czcigodny oraz dowódca pobliskiej Strażnicy, ułożyły się one w następującą całość: od kilku miesięcy ludzie we wsi zaczęli chorować na tę bliżej niezidentyfikowaną chorobę. Najsłabszych wyniszczała do tego stopnia, że umierali w ciągu kilku dni od zarażenia. Zakażenie następowało najprawdopodobniej drogą pokarmową. Przy czym co charakterystyczne - od kilku miesięcy właśnie przygotowana wieczorem przez miejscową zielarkę nalewka, która całymi latami pomagała zwalczać objawy podobnych schorzeń zamieniała się rano w obrzydliwą ciecz, nad którą wciąż jeszcze unosił się zapach magii. Podobnie rzecz miała się z ugotowaną przez jedną z kobiet dla pacjentów naszego szpitala zupą. We wsi mieszkają obecnie cztery rodziny. Głowa jednej z nich, wypytywana o historię wsi opowiedziała nam dwie historie. Pierwsza z opowieści stanowi niewątpliwie czarną plamę na kartach historii tego sioła. Otóż obecni osadnicy nie byli na tereni wsi pierwszymi. Kiedy ich ojcowie przybyli tutaj, aby zbudować swoje domy odkryli, że miejsce jest a zamieszkiwane przez grupę Druidów. Druidzi, jak to Druidzi- nie chcieli się asymilować. Zajmowali się swoimi sprawami, mieszkali na uboczu, nie szukali zwady. Jednak ignorancja i rodzący się z niej strach to protoplaści większości złych rzeczy, jakie zdarzają się na świecie. Ciemni ludzie nie rozumieli Druidów. A więc bali się ich. A kiedy kilkoro wioskowych dzieciaków zginęło pewnego dnia bez śladu nie podlegało dla nich dyskusji, że zawinili odmieńcy. Więc chwycili za widły, grabie i zrobili porządek z cudakami. Pochowali ich potem w jedynym miejscu, które nadaje sens opowiadaniu tej historii razem z następną- tuż koło pewnej studni. Oczywiście dzieciaki znalazły się później całe i zdrowe. Z drugiej zaś opowieści wynikało, że we wsi mieszkało kiedyś pięć rodzin. Ta piąta mieszkała na uboczu. Było to bezdzietne małżeństwo, które po latach bezskutecznych starań o własne potomstwo adoptowało sierotę. Sierota przyplątała się do wsi z przejeżdżającą karawaną. I przedstaw sobie, Wielebna, sierota owa utopiła się w ich studni. Tej, obok której pochowano Druidów. Małżeństwo zaś wkrótce potem pomarło ze zgryzoty. Miejscowe dzieci twierdzą od tej pory, że koło studni cos straszy. No i po kilku latach-proszę, nagła fala zachorowań we wsi.

Ponieważ nasz Paladyn wykrył jednocześnie wyraźną emanację zła z kierunku, w której powinna się znajdować nawiedzona studnia stało się oczywistym, że nasze następne kroki winny skierować się w tę właśnie stronę. I tak też uczyniliśmy. Na miejscu znaleźliśmy ruiny domu i studni oraz wyjątkowo bujną, a jednak niezdrowo wyglądającą roślinność. Oraz grób. A ściśle rzecz biorąc- groby. Jeden z nich wyglądał tak, jakby ktoś niedawno naruszał święty spokój złożonych tam doczesnych członków. Niepewna, czy i my powinniśmy ten spokój burzyć zapytałam tak, jak mnie tego uczyłaś, Wielebna. Odpowiedź jednoznacznie wskazywała na to, że takie nasze działania nie wyrządzą nikomu ( a zwłaszcza nam! ) szkody. Tak więc moi towarzysze zaczęli kopać. I prawie natychmiast znaleźli glinianą tabliczkę. Alif pochylił się aby przeczytać ją najostrożniej, jak to tylko możliwe. Jednak jego Bóg najwyraźniej nie sprzyjał mu tego dnia, bowiem kiedy tylko skończył czytać, przed naszymi przerażonymi oczyma pojawił się ów duch, o którym wspomniałam na początku. I tak jak już wspomniałam na początku chociaż zniknął nie sądzę, aby udało nam się rozwiązać w ten sposób jakikolwiek problem. Dlaczego nie walczył?. W gruncie rzeczy spowodował jedynie przyspieszony wzrost roślinności, która ograniczała nasze ruchy oraz animował gałęzie, które bardziej niż walczyły, starały się przeszkodzić próbom jakiegokolwiek zniszczenia roślin w tym dziwnym ogrodzie. W grobie znaleźliśmy kości, należące najprawdopodobniej do Druidów i laskę, opisaną runami jednego z Tytanów. Szczątkom wyprawiłam godny pochówek w poświęconej ziemi. Właściwości laski wciąż nie jesteśmy pewni wiemy jednak, że potrafi ona powodować wyjątkowo szybki i bujny wzrost roślinności Wróciliśmy do wsi. I niby rozwiązaliśmy problem. Ale wciąż towarzyszy mi osobliwie silne przeczucie, że nawet nie zbliżyliśmy się do jego rozwiązania. Wcale nie mam pewności, czy teraz choroby w wiosce skończą się równie nagle, jak się zaczęły. Ciągle nie mam pewności, co właściwie je powodowało. Jeżeli istotnie to ów duch zatruwał wodę to kto skazał go na taką pokutę, wrzucając tabliczkę z jego przywołaniem do grobu? I dlaczego? Pytania, pytania, pytania. I jeszcze jedna zagadka; Alif ( który podczas całego naszego pobytu we wsi wydawał się załatwiać jakieś partykularne interesy ale co najdziwniejsze- okazywał się posiadać najróżniejszego rodzaju informacje o wsi i jej mieszkańcach, które czerpał z zupełnie nieznanych nam źródeł ) pokazał mi rzecz absolutnie dziwaczną. Za wsią miejscowe dzieci ukrywają przed rodzicami sekret. Otóż jakiś czas temu wieś odwiedził dziwaczny wędrowny kuglarz. Zabawiał dzieci przedstawieniami kukiełkowymi, uczył je piosenek, wierszyków i lepienia figurek oraz garnków z gliny. Rodzice szybko przepędzili kuglarza ze wsi albowiem przekonali się że lalki- aktorzy w jego małym teatrzyku,, wykonane są z kości. Jednak  kuglarz zostawił dzieciom trochę figurek. Oraz wiedzę, jak się je robi. I oto dzieciarnia wybudowała sobie ze wsią ołtarzyk i zapełniła go potworkowatymi laleczkami z gliny. Pośród tych laleczek znalazłam pięć zrobionych niedawno. Chcąc czy nie, niechętnie musiałam przyznać - to były NASZE laleczki. Moje i moich towarzyszy. I znów pytania. Kim był kuglarz? Czemu nauczył dzieci robienia laleczek? W jakim celu dzieci ulepiły nasze podobizny? I co oznacza ta obrzydliwa wyliczanka, którą jakiś zasmarkany malec nam wyrecytował? 

Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie pytania, zanim odpowiedzi same znajda mnie. A na razie kończę. Obiecuję pisać tak, jak sobie tego życzyłaś,Wielebna.

Niechaj Madriel nie szczędzi Tobie, Wielebna, oraz całemu Konwentowi obfitości wszelakich łask.

 Starsza Adeptka

 Cinamonn Cayenne.

Tu kończy się drugi list Cinnamon.
 

Na początek?