Scarred Lands Campaign Site
Withered Flowers
by Patryk Adamski (Ruemere)

Kroniki...

Opowieść Tadhga sesja siódma

Q'Inniú Qurtzon
Lower Court Park 22
Hollowfaust

17. Chardot, nadal w wiosce zadżumionych

Pozdrówka!

Wybacz, że piszę do Ciebie z takimi pierdołami, ale muszę to sobie jakoś w głowie poukładać, a nic nie mebluje głowy tak dobrze, jak próba przedstawienia komuś innemu swoich pomysłów. Zwłaszcza na piśmie. Pocieszające jest to, że być może tego listu nie dostaniesz zbyt prędko - w końcu nie ma go jak stąd wysłać. Na razie więc jest pisanie do plecaka.

Najpierw może trochę rozszerzę wiadomości na temat moich kompanów: Gabriel Celeste, paladyn, rzeczywiście nim jest - zrobił już kilka paladyńskich sztuczek, takich jak wykrywanie zła czy leczenie dotykiem. Zwłaszcza to ostatnie mi sie podobało, chociaż nie ja byłem obiektem leczenia. Co do charakteru, nie jest aż takim bigotem, za jakich się paladynów powszechnie uważa. Świat widzi co prawda dość schematycznie, ale nie w czystej czerni i bieli - jest w nim sporo miejsca na relatywizm, na całą gamę szarości, czyli tego, co w życiu najbardziej interesujące. Ewentualna przyszła współpraca jawi się więc w interesującym świetle.

To samo można powiedzieć o Cinnamon, elfce z Veratree. Przynależność do innej rasy najłatwiej zauważalna jest, jeżeli zaniedbać spiczaste uszy i odmienne rysy twarzy, w zupełnie innym niż u nas, ludzi, podejściu do życia. Jej pragmatyzm w równym stopniu jest dla mnie obcy jak jej poczucie humoru, którego obecność najlepiej zauważalna jest wtedy, kiedy reszta zupełnie nie ma ochoty do żartów. Kto wie, może po jakimś czasie przyzwyczaimy się do siebie nawzajem, ale na razie jesteśmy na całkiem interesującym etapie "docierania się"...

Guillermo z kolei zdaje się nie mieć przed nikim tajemnic - na pozór przynajmniej jest dokładnie tym, na kogo wygląda, czyli prostolinijnym człowiekiem, który wyruszył na szlak w poszukiwaniu przygody. Nie zaprostestuje zapewne, jeżeli przygody dostarczą mu bogactw czy sławy, ale jeżeli tego nie zrobią, będzie zadowolony z samego brania w niej udziału. Jest bezpośredni i otwarty, a każdy następny dzień przyjmuje ze stoicyzmem, którego można by mu pozazdrościć.

Alif... no cóż. Nie lubię takich jak on, co nie oznacza, że go nie rozumiem. Dość swobodne podejście do obowiązujących praw jest przecież także moim udziałem, ale jego chorobliwa chciwość jest dla mnie niezrozumiała, a przez to niewybaczalna. Da się ją pewnie wytłumaczyć trudnym dzieciństwem spędzonym w nękanych skrajnym ubóstwem slumsach Mithril, ale ubóstwo dla niego skończyło się już jakiś czas temu, a tymczasem Alif dalej powodowany jest jedynie chęcią zgromadzenia fortuny. To, że dzieje się to często kosztem kompanów, jest odpychające i niskie.

Ale wróćmy do schorowanej wioski. Otóż naszym bojowym zadaniem na dobry początek jest wyleczenie tajemniczej plagi nękającej mieszkańców małego przysiółka niedaleko Mithril. Z tutejszym podejściem do higieny osobistej nie dziwiłem się wcale, że ludzie chorują, ale bliższe przyjrzenie się sprawie zaczęło wskazywać na inne niż brudne ręce przyczyny zarazy. Tajemnicza zła aura w stawie, dziwaczny osad na wodzie stojącej w garnkach, praktycznie losowe pojawianie się objawów u różnych osób z różnych rodzin... Z początku odizolowaliśmy chorych w naprędce zorganizowanym szpitalu i poddaliśmy magicznej kuracji (w której to brali udział, nieomal na wyścigi, Gabriel i Cinnamon), ale efekty były miernie zadowalające, stąd nasze zainteresowanie ewentualnymi przyczynami kiepskiego stanu zdrowia mieszkańców osady.

Dowiedzieliśmy się, drążąc co starszych mieszkańców na okoliczność przeszłych wydarzeń mogących leżeć u źródła obecnych problemów, że dawno temu wioskowi urządzili sobie hobbystyczne ludobójstwo na niewielką skalę, zabijając jakąś grupkę wyznawców tytanów. Niejasny trop wiódł w okolicę dawnego sadu wymarłej już obecnie rodziny, których przybrana córka na dobitkę utopiła się w studni, więc nie namyślając się wiele wybraliśmy się tam w celu odbycia wizji lokalnej. Szybkie załatwienie sprawy stało się o tyle kluczowe, że u niektórych z nas zaczęły pojawiać się objawy choroby.

Znaleźliśmy opuszczoną farmę, osławioną studnię, w której zakończyła żywot nieszczęsna dziewuszka przygarnięta przez nieżyjące już małżeństwo sadowników, przerośnięty i opuszczony sad, a w nim trzy zaniedbane groby pod dziwaczną, potężną, schorowaną jabłonią. Bliższe przyjrzenie się okolicy za pomocą magii ujawniło także trzeci grób, w którym wykryliśmy obecność jakiegoś undeada.

Wychodzi na to, że jednak się przydam. Za chwilę, z głową pełną branżowych zaklęć, wyruszam z moimi nowymi towarzyszami na misją do sadu. Ciekaw jestem, czy wrócę - jeżeli nie, a moje ciało razem z tym listem zostanie po jakimś czasie odnalezione, pozdrów znajomych i powiedz im, żeby cieszyli się z życia na uniwersytecie, bo poszukiwanie przygód zbyt często kończy się znalezieniem guza!

Z pozdrówkami,

PS. Przy odrobinie pecha sam zostanę undeadem. Ciekawy koniec, nie?

 

19. Chardot, miejsce jak poprzednio

Raport No. 30#8938#458TMD

Adept Tadhg Mhic Draodoir do mistrza Gilligana, NecD, M.Th.

Zadanie praktycznie zakończone. Plaga była spowodowana działalnością undeada, stworzonego najprawdopodobniej przez jakiś rytuał, a bazującego na szczątkach wyznawców tytanów, zmasakrowanych dawno temu podczas pogromu, urządzonego przez mieszkańców wioski.

Stwór był nietypowy, niematerialny, ale pozbawiony większości zdolności zjaw czy duchów. Umiał posługiwać się magią druidzką z różdżki Plant Growth.

Niewykluczone jest małe dochodzenie, mające na celu autora rytuału, wykonanego stosunkowo niedawno - pewne fakty wskazują na możliwość zaangażowania ze strony kleryka Vangala.

Z pozdrowieniami,

 

Aoife Uí Dhraodoir
Pinkett Mews 11
Hollowfaust

19. Chardot, terytoria Palatynatu Mithril

Kochana Matulu!

Zgodnie z przyrzeczeniem piszę do Ciebie prawie zaraz po przyjeździe - nie pisałem wcześniej, bo musiałem się najpierw rozejrzeć po okolicy, żeby było o czym donieść w liście. Rozejrzałem się, znalazłem nowych przyjaciół i nareszcie mogę zasiąść do pisania.

Podróż statkiem była bardzo spokojna - niepotrzebnie się zamartwiałaś. Żegluga po czerwonych wodach na wschodzie kontynentu była przeżyciem jedynym w swoim rodzaju, wschody słońca były naprawdę imponujące. Mithril to miłe miasto, może nie tak czyste jak Hollowfaust, ale zdecydowanie przyzwoicie utrzymane. Ceny nieco niższe niż u nas. Ludzie uprzejmi i sympatyczni, ulice bezpieczne i spokojne.

Moi nowi współpracownicy są mili i godni zaufania: Gabriel Celeste, paladyn Coreana, Cinnamon, czcząca Madriel elfia kapłanka, Guillermo, groźny wojownik przybyły z odległych krain oraz Alif, inteligentny przedstawiciel przedsiębiorczej ludności miasta. Z polecenia władz wybraliśmy się właśnie w imieniu Palatynatu Mithril z misją niesienia pomocy potrzebującym - jeżeli moje magiczne zdolności będą w tym zadaniu przydatne, a na to się zanosi, mistrz Gilligan powinien być zadowolony, a moje podanie o reaktywację po powrocie na pewno zostanie rozpatrzone pozytywnie.

Jak więc widzisz, nie ma się o co martwić - misja dyplomatyczna w imieniu Hollowfaust to właściwie nobilitacja i dobry start do przyszłej kariery.

Całuję i mocno ściskam,

Twój

PS. Pozdrów koniecznie Gráinne!

 

Gráinne Ní Dhraodoir
Academy Drive 45
Hollowfaust

19. Chardot, wciąż w Dziesiątkach

Gráinne!

Ani słowa Matuli o chorobach, niebezpieczeństwach ani w ogóle o czymkolwiek, co przeczytasz w listach ode mnie! Najlepiej utrzymuj, że nie piszę do Ciebie w ogóle. Zamartwiłaby się, biedaczka, gdyby usłyszała, że już o mały włos nie padliśmy tutaj w bitwie z jakimś nietypowym undeadem, władającym czarami druidzkimi...

Nie zdziw się zbyt widocznie, kiedy zostaniesz uraczona opowieściami na temat moich doniesień z Palatynatu - Matula dostała wersję z lekka ocenzurowaną. W wersji tej Mithril to właściwie raj na ziemi a chciwy rzezimieszek Alif to rzutki młody człowiek. Gdybym donosił o wściekłym smoku atakującym miasto, mogłoby to wyglądać mniej więcej tak: "Tutejsze zwierzęta zupełnie nie boją się ludzi, można więc na nich bez konieczności uganiania się za nimi prowadzić ciekawe obserwacje etologiczne..." Prawda, wbrew powiedzeniu, wcale nie jest jedna - prawd jest chyba nawet więcej niż kłamstw, bo na pożywce z faktów łatwiej jest puścić wodze fantazji.

Czy miewasz czasem takie sny, w których Twój brak umiejętności dokonania czegoś staje się elementem kluczowym sennych wydarzeń? Cała wyśniona rzeczywistość zapada się wtedy w sobie, a Ty budzisz się z okropnym poczuciem frustracji? Moja tutaj obecność jest naznaczona takimi właśnie odczuciami, tyle że na jawie - za mało umiem, za mało wiem, za mało jestem w stanie zrobić! Kilka czarów na krzyż i dobre chęci to zdecydowanie za mało na radzenie sobie z naszym światem. Na szczęście jest w Mithril gildia czarodziei, być może za wstawiennictwem głównego kapłana Coreana uda mi się nauczyć u nich jakichś nowych zaklęć, bo moja przydatność bez nich będzie z dnia na dzień maleć. Prawda, wiem to i owo - po tylu latach nawet największego obijania się na uniwerku coś tam w głowie człowiekowi zostaje, ale przydatność wiedzy akademickiej w codziennych zadaniach stojących przed podróżnymi jest w najlepszym wypadku ograniczona.

Dokładnie tak wyglądały ostatnie wydarzenia: wiedziałem mniej więcej jaki rodzaj undeada wstał sobie z rytualnie stworzonego grobu, ale już zadanie pozbycia się go przypadło paladynowi i kleryczce, bo strzelanie z Disrupt Undead można sobie uprawiać w wypadku szkieletów i słabych zombie, a nie czegoś niematerialnego, kontrolującego roślinność i przenoszącego zarazę. Że pominę zażenowanym milczeniem fakt, że przez całą niemal walkę wydobywałem się spod przewróconego na mnie drzewa...

Morał jest jeden, Siotrzyczko - ucz się, siedź w szkole jak najdłużej i nie wychylaj z niej nosa, dopóki nie uzyskasz stopnia Mistrza Taumaturgii. I, jeślibyś myślała na poważnie o udawaniu się gdziekolwiek w dzicz z jakąkolwiek misją, naucz się gotować - nie uwierzysz, jak szybko potrafią się znudzić suche racje.

Pozdrawiam i ściskam,

 

Q'Inniú Qurtzon
Lower Court Park 22
Hollowfaust

19. Chardot, nadal żywy

Hejka!

Undead, undead i po undeadzie. Nie, żebym się jakoś specjalnie popisał przy ostatecznym składaniu go do grobu, główną robotę odwalili Gabriel i Cinnamon czarami leczącymi. Resztki dobrego o sobie mniemania udało mi się ocalić tylko dlatego, że to mój czar przybił ostatni z metaforycznych gwoździ do wyimaginowanej trumny. Chwała Nemordze, że poza potrząsaniem zieleniną i skłonności do kontaktów mackoidalno-oralnych zjawa nie była w stanie niczego poważnego nam zrobić. Podobno kobiet nie bije się nawet kwiatkiem - jak w świetle tego zinterpretować czyn paladyna, który na mą biedną głowę zwalił całą jabłoń? Przypadek? Antypatia? Czy może szczeniackie okazywanie miłości?!

A propos miłości, a właściwie jej bardziej przyziemnych aspeków, chwilowo cierpię na chroniczne - czekaj, jak byś to ujął? - niedofurtanie. Podróż statkiem źle wpływała na mój żołądek, a przy okazji na inne funkcje związane z autonomicznym układem nerwowym, zresztą nie było naprawdę żadnego interesującego towaru, jeżeli nie liczyć mnie samego. W Mithril nic się nie przydarzyło, niby głównie z braku czasu, ale nie byłbym zbyt pewny czy świątynia Coreana to dobre miejsce na podryw. Teraz, hmm... sam nie wiem; z dwójki ewentualnych kandydatów elfka wygląda na na taką, która nie chce. Paladyn na takiego, który nie może. Dodam pospiesznie, że chodzi raczej o jakieś śluby czystości, nie anatomiczne bądź fizjologiczne niedostatki. Poza tym, z tego co zaczynam się orientować, to co u nas określone byłoby mianem swobody obyczajowej, tutaj nazwano by grzechem lub/i perwersją, więc na razie nie będę się wychylał.

Pewne widoki na jakąś akcję są w Shadow Guild w Mithril, jedna z magiczek nawet pojawiła się na chwilę w okolicy. Gdyby nie pracowite ślęczenie nad identyfikacją, pewnie poidentyfikowałbym jej magiczne walory, bo jeżeli wierzyć opowieściom świadków jej u nas bytności, wielką miała ochotę zabawić się różdżką Gabriela. Zawsze twierdziłem, że kariera przez łóżko jest atrakcyjna z co najmniej dwóch powodów: kariery i łóżka, z małym bonusem kojarzącym się z przysłówkiem "przez"...

A co tam u Ciebie? Napisz coś, bo tutejsza dość świętoszkowata atmosfera bardzo źle na mnie działa. Niech przynajmniej poczytam o tym, co przez tego piernika Gilligana przyszło mi opuścić.

Trzymaj się zdrowo (i takoż się puszczaj),

Tu kończy się druga opowieść Tadhga.
 

Na początek?