Scarred Lands Campaign Site
Withered Flowers
by Patryk Adamski (Ruemere)

Kroniki...

Opowieść Tadhga sesja dziesiąta

8 Madrot, Mithril

Raport No. 32#8938#458TMD

Adept Tadhg Mhic Draodoir do mistrza Gilligana, NecD, M.Th.

Mithril to miejsce paradoksalne. W teorii i części praktyki rządzone jest przez Palatynat, tymczasem pod samym nosem uzbrojonych gwardzistów żyje zupełnie inne miasto, pełne mrocznych zaułków, tajnych tylnych wyjść na brudne podwórka, naprędce ubijanych szemranych interesów i podejrzanych indywiduów. Dopóki ich działalność nie odbija się zbyt niekorzystnie na praworządnej ludności i wizerunku Mithril, Palatynat przymyka oko na ich obecność. Shacktown, bo tak nazywa się najbiedniejsza dzielnica miasta, znalazło swoją własną receptę na radzenie sobie z nędzą. Władza może nie popierać, ale też nie przeszkadza. Ostatecznie nawet w chaosie można znaleźć stabilność.

Kilkudniowe studia w Shadow Guild, umożliwione przez jej szefową, Daniyę Blackburn, zaowocowały podniesieniem moich magicznych kwalifikacji. Nareszcie miałem też czas i środki na to, by zawezwać sobie familiara. Jak mistrz widzi, wychodzę na prostą...

Dokąd ona będzie prowadzić, trudno zgadnąć. Chwilowo siedzę w ukryciu naprzeciw szkoły sztuk walki, prowadzonej przez krewnego Guillermo, gdzie razem z moimi kompanami wykonujemy małą misję natury prywatno-publicznej. O prywatne motywacje nie chciałem dopytywać, natomiast publiczna ich część wiąże się z nawiązaną przeze mnie ostrożną współpracą z najwyższą kapłanką Enkili. Z tego co wiem, jest ona ważną figurą w kręgach władzy Mithril, współpracującą ściśle z Emili Derigeshem. Jeżeli nasze obecne przedsięwzięcie zakończy się sukcesem, przysłużymy się Palatynatowi, eliminując zbójecką szajkę, zakłócającą spokój na ulicach miasta.

Z pozdrowieniami,

 

Z notatnika Tadhga:

schyłek dnia w Shacktown

gwar podwórek oddaje
ostatnie ciche tchnienie
w morderczo miękkich mackach
cienia-

szelest szuka szelestu
pod ciemną chustą ciszy
ten krzyk to kres, nie początek
życia-

błysk - moneta czy sztylet?
kroki - wróg czy przyjaciel?
tu znaleźć i skraść możesz
szczęście-

mrok na wilgotnych łapkach
wpełza chyłkiem w zaułki
gdzie wszystko bezgłośnie
szybko-

cichutko

cicho

cii...

 

Q'Inniú Qurtzon
Lower Court Park 22
Hollowfaust

8. Madrot, Shacktown, Mithril

Cześć!

Siedzę sobie właśnie na poddaszu pewnego domu i przez szpary w poszyciu dachu spoglądam na ulicę oraz mieszczącą się po drugiej stronie szkołę sztuk walki. Nie robię tego z próżnej ciekawości czy chęci podglądnięcia ćwiczeń (jak może pamiętasz, ze sportów najbardziej cenię sobie włóczenie się po rozlicznych przybytkach uciech rozmaitych), ale dlatego, że wraz z moimi kompanami postanowiliśmy urządzić zasadzkę. W zasadzkę za jakiś czas mają wpaść pewni osobnicy, którzy myśleli sobie, że mogą bezkarnie obijać członków naszej drużyny. Jest w tym coś ze szkolnych porachunków typu "ty mnie w nos, to ja ciebie w zęby", ale co tam - kto powiedział, że ambasadorowanie to jedynie oficjalne kolacje i bycie miłym dla wszystkich, których się spotyka?!

A propos bycia miłym i spotkań: nie wyszło nic z pracowitych nocy z ognistą Daniyą. Dokładniej rzecz biorąc, noce były pracowite, ale niestety spędziłem je na uczeniu się czarów, bo szefowa Shadow Guild została pilnie zawezwana do rozwiązywania jakichś nie cierpiących zwłoki problemów Palatynatu. Zostało mi więc jedynie kuć w dzień i w nocy, rzucając tylko od czasu do czasu Steal Sleep na moich kumpli. Wychodzi na to, że choć nie udało mi się nikogo zaciągnąć do łóżka, to przynajmniej całkiem udatnie wysłałem tam Gabriela i Guillermo. Półśrodek, wiem, ale potraktować go należy jako pomyślną wróżbę na przyszłość.

Nie uwierzysz kiedy Ci powiem, że traktowany tu jestem jak prawdziwy nekromanta, a nie jakiś nieudacznik, który choć w wieku całkiem już słusznym, ciągle potrafi rzucać jedynie zaklęcia drugiego rzędu. Żeby lepiej pasować do stereotypu czarodzieja, zawezwałem sobie familiara. Mój wybór padł na łasicę. Nic nie mów, bo ludzkie stereotypyn na temat zwierząt są w oczywisty sposób niesprawiedliwe. Nazwałem go Mustellus. Jak na tak małe stworzenie naprawdę szybko potrafi się poruszać. Jeżeli ciągle nie masz zwierzaka, a znalazłbyś czas na wezwanie jakiegoś, zrób to koniecznie! Przezabawne jest mieć kontakt telepatyczny z innym stworzeniem, nawet jeżeli większość jego psychiki to tak naprawdę jedynie echo twojej własnej. Nie dość, że bez podejrzeń o schorzenia umysłowe możesz sobie niejako z samym sobą prowadzić bezgłośne dialogi, to na dodatek układ ten jest bardziej dwustronny niżby się komuś nie mającemu familiara mogło wydawać. Wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy na widok pająka przemknęło mi przez głowę coś, co przetłumaczone na ludzki brzmiałoby mniej więcej jak "mniam"! Pająka złapałem, Mustellus pochłonął go z widocznym zadowoleniem, a ja zdałem sobie sprawę, że gdyby za familiara mieć coś bardziej ze swej natury inteligentnego, mogłoby się mieć czasem z takim stworzeniem spore kłopoty. Kto jak kto, ale my dwaj wiemy co nieco o małej skłonności do podporządkowywania się u istot obdarzonych wysoką inteligencją...

Wróćmy jednak do naszych baranów. Banda, której chcemy dać dzisiaj popalić, wykorzystała jakieś poważniejsze problemy, z którymi borykają się obecnie władcy Mithril i rozwaliła w drobny mak szajkę, do której należał Alif, jego rodzina i Enkili tylko wie dokładnie kto jeszcze. Przejęcie władzy w zaułkach Shacktown o tyle nie poszło im za dobrze, że Palatynat w odruchu mającym na celu utrzymanie wewnętrznej suwerenności zarządził w całym miescie godzinę policyjną, utrudniając tym samym nowej grupie przestępczej korzystanie z przejętych siłą interesów. Pechowo dla siebie, nie tylko o mało nie zabili (ale jednak nie zabili) Alifa, ale także bardzo poturbowali Guillermo. Obaj chłopcy z Shacktown (Guillermo chyba niedokładnie stamtąd, ale dokładne rozróżnienia są mi raczej obce) bardzo to sobie wszystko wzięli do serca i postanowili odpłacić pięknym za nadobne, wielkodusznie dorzucając do tego barteru przemocy fizycznej sążnistą nawiązkę. Takie przynajmniej na razie mamy plany.

Inna sprawa, że całkiem niespodziewany obrót przyjęło moje tutaj ambasadorowanie. Wyjeżdżając z Hollowfaust nie mogłem przypuszczać, że któregoś dnia będę w Mithril brać udział w bandyckich porachunkach. Nie przypuszczam, żeby moje powodzenie w dzisiejszej misji zdobyło Hollowfaust cennych sprzymierzeńców; sądząc po Alifie, nie wydaje mi się także, by naszemu miastu specjalnie na tego rodzaju aliantach bardzo zależało. Z drugiej strony podobno rzezimieszki potrafią się od czasu do czasu okazać bardzo honorowe, więc jeżeli nie dla moich mocodawców, przynajmniej dla mnie osobiście dzisiejsze wydarzenia mogą okazać się całkiem korzystne. Właściwie już się okazały, bo najwyższa kapłanka Enkili (Enkiliego??? Kto go/ją tam wie) zapłaciła mi za wzięcie w tym całym przedstawieniu udziału sto złociszy z góry. Miejmy nadzieję, że uda mi się te pieniądze wydać inaczej niż kilka dni temu zrobił to Guillermo - stówa plus miecz i ubranie wydaje się dość słoną ceną za wzięcie udziału w pogrzebie. Nie swoim, co prawda, ale podobno niewiele brakowało.

Po zakończeniu poprzedniego akapitu pojawiły się czujki naszych przeciwników, ustawiając się niewinnie po obu stronach obserwowanego przez nas budynku. Naszkicowałem jednego z nich, gdyby przypadkiem udało się mu nie umrzeć dzisiejszego wieczora. Na razie nic więcej się nie dzieje, więc obserwujemy obserwatorów. Nuda, panie, nuda. Za chwilę pewnie zrobi się gorąco, bo Alif, którego do tej pory nie podejrzewałem o tak mordercze skłonności, naciągnął już kuszę i widzę kątem oka, że bardzo świerzbi go palec wskazujący. Cinnamon przez cały dzień miała dziś wyraźnie podły humor, co na razie skrupia się na nas, ale jak za chwilę dojdzie do konfrontacji z naszymi przeciwnikami, nie chciałbym być w ich skórze. Gabriel przyczaił się gdzieś na dole, bo w swojej zbroi średnio nadaje się do szybkich sprintów po schodach. Guillermo czeka u swojego wuja, w szkole sztuk walki naprzeciwko - to tam mają się pojawić nasi przeciwnicy.

O, czekaj, chyba idą! Kończę,

uściski,

Tu kończy się piąta seria listów Tadhga.
 

Na początek?