Scarred Lands Campaign Site
Withered Flowers
by Patryk Adamski (Ruemere)

Kroniki...

Opowieść Guillermo sesja dziewiętnasta

10-12 Hedrota

I. Guillermo Balicane, Banewarrens, do Mme Nabili Silverheart, Shadow Guild, Mithril

Madame

Racz wysłuchać głosu i racji moich, zawartych w poniższym liście i nie odrywaj wzroku Swego od tych słów naprędce skreślonych.

Niefortunne wydarzenia z 8 Hedrota wyniknęły z niezrozumienia przeze mnie Twych intencji jak również z niedoinformowania urzędników administracji SG. Dlatego też, zachowując się jak zadufany w sobie dureń. Świat - a co za tym idzie - Wasza szlachetna Gildia - wbrew moim dziecinnym mniemaniom nie kreci się wokół mnie i nie masz, Pani, obowiązku, informować mnie o Swojej nieobecności ze względu na niecierpiące zwłoki sprawy wagi państwowej czy nawet światowej.

Za wyrządzone szkody oczywiście zapłacę - proszę by opłata za reinstalację alarmu została potrącona z kwoty, którą SG jest mi winna. Proszę również potrącić z tej kwoty 10 golemów jako spłatę mojego osobistego długu wobec Pani.

Wybacz moją śmiałość, Pani, ale oczekuję na Twe wezwanie i dalsze rozkazy.

Semper fidus
Guillermo Balicane
(aplikant wywiadu SG)
Mithril, 10 Hedrot 150 AV

 

II. Na Świetlistookiego Coreana, Gołębiosercą Madriel, Prędkostopą Tanil, Prawodawcę Hedradę, Szerokobiodrą Denev, Gromowładną Enkili

Guillermo Balicane z Harbor City do Kapitanatu Portu Mithril

Wielmożny Panie

Proszę uniżenie o Twą przychylność w sprawie, którą tutaj wyłuszczę.

Pragnę mianowicie wydzierżawić miejsce na średnią barkę płaskodenną przy płytkim nabrzeżu (pomost IV od strony Harbor City byłby dla mnie najlepszym). Skłonny jestem uiścić opłatę czynszową za rok z góry, jak również pokryć koszty urzędowe. Płatności dokonam za pomocą weksla trasowanego (trasat: Shadow Guild, reminent: Kapitanat Portu Mithril). Proszę jedynie o określenie sumy do zapłaty.

Umowę o dzierżawę i informację o wyznaczonej kwocie proszę przesłać na poniższy adres:

Leotto Tsitu, Mistrz Tańca Walki 4 st.
Refugee St. 14
Harbor City, Mithril

Oczekuję na Twoją, Panie, odpowiedź i tuszę, iż będzie ona dla mnie łaskawa.

Niech rosną siła i bogactwo Mithril
Guillermo Balicane
Mithril, 11 Hedrot 150 AV

 

III. Guillermo Balicane do Bucka Tarry

Drogi mój Kapitanie

Odkąd zszedłem na ląd, nie mieliśmy okazji się zobaczyć ani, tym bardziej, napić razem rumu "Pod szkarłatnym rekinem". Niestety, powinności wobec Rodziny i Polis zmusiły mnie do tego. Mam nadzieję, że polecony na moje miejsce Ago sprawuje się dobrze i pracuje coraz sprawniej.

Jak tam stare wilki? Kravenowi nadal dokucza podagra? Rufus już się nauczył gotować? Mam nadzieję, że tegoroczne połowy są obfite - w końcu teraz jest najlepsza pora. A Twoje wiersze? Mam nadzieję, że nadal piszesz i szlifujesz warsztat. Szkoda, że nie mogę być przy tym, jak czytasz załodze Swoje utwory do kolacji. Może przyślesz mi zatem kilka próbek listownie? Adres znasz. Już nie mogę się doczekać lektury. I nie przejmuj się tymi szczurami lądowymi, które wyśmiewają się z Twoich "grafomańskich rymów". Oni nigdy nie zrozumieją dobrej marynistycznej poezji...

Na lądzie wszystko jest inne niż na Morzu. I nie chodzi tylko o to, że nie kołysze. Przez te dwa miesiące pobytu w mieście i okolicach wpakowałem się w skomplikowaną sieć zależności, tajemnic i długów do spłacenia. Jeden drugiemu jest coś winien. Za wszystko trzeba płacić - przysługą, pieniędzmi, płaszczeniem się. Zwykłe "dzięki" nie jest na lądzie w cenie. Każdy ma przed drugim coś do ukrycia - ciemne sprawki, tajemnice państwowe i prywatne, swoje niepowodzenia. Sztuczność i kłamstwo rządzą tym światem. A oni myślą, że nasze węzły są skomplikowane...

Żeby całkiem nie zeszczurzeć, wpadłem na pewien pomysł - szczęście uśmiechnęło się do mnie (powiedzmy, że znalazłem ukryty skarb) i dzięki temu mogę pozwolić sobie na kupno barki - najlepiej takiej podobnej do "Berthe" - płaskodennej, jednomasztowej. Na początek nigdzie się na niej nie będę wybierał, ale przynajmniej się przeprowadzę i nie będę siedział wujowi na głowie.

Niestety, nie mam teraz czasu by zajmować się wyszukiwaniem odpowiedniego okrętu. Poza tym nie mam w tej dziedzinie żadnego doświadczenia. Dlatego też pragnąłbym Cię prosić o pomoc. Jeżeli możesz, rozpytaj wśród znajomych czy ktoś nie ma takiej barki do sprzedania. Może być używana albo uszkodzona. Zawierzam Twojemu kapitańskiemu zmysłowi. Gdy już znajdziesz odpowiednią barkę, prześlij mi proszę (wraz z wierszami, oczywiście!) jej plany, szkic, kopie dokumentów i certyfikatu okrętowego oraz planowane koszty zakupu i ewentualnego remontu. Z góry dziękuję za Twoją pomoc i czas poświęcony mojej sprawie.

Niech Morze będzie dla Ciebie zawsze błękitne.
Guillermo, majtek
Mithril, 11 Hedrot 150 AV

 

IV. Guillermo Balicane do Leotta Tsitu

Wuju

Od miesiąca prawie się nie pojawiałem w domu, a ostatnie dni upłynęły mi w ogóle z dala od jakichkolwiek ludzi. Nie będę wnikał w przyczyny, ale czy ostatnio na nabrzeżu i w porcie nie było jakichś problemów? Miejcie baczenie na te okolice. Więcej nie mogę napisać.

Jak tam szkoła? Straciłeś przecież ostatnio kilkoro uczniów i to poniekąd z mojej winy... By Ci to wynagrodzić, przesyłam wekslem tysiąc sztuk złota - będziesz miał na remont dachu (i jeszcze sporo Ci zostanie). Uważaj to za spłacenie długu wdzięczności –Twoje nauki nieraz ocaliły mi już życie. Kolejne dwa tysiące przesyłam na potrzeby Rodziny. Pomogą w rozkręceniu i utrzymaniu naszych interesów w Shacktown i Harbor City. A propos, poślij młodego do Miser Jackals w Shacktown, niech znajdzie tam niejakiego Alifa i powoła się na mnie. Tamten bez wątpienia wejdzie z Rodziną w jakiś układ. Ale uważaj - oszustwo to jego hobby i profesja. Na szczęście jesteśmy kumplami. A jakby jednak chciał nas wykorzystać - kamyczek do szyi i plum...

Dwa dni temu wysłałem list do Kapitanatu z prośbą o przysłanie mi pewnych dokumentów na Twój adres. Proszę, kiedy przyjdą, schowaj je w bezpiecznym miejscu w oczekiwaniu na mój powrót.

Jeżeli możesz, poproś Morhowla o dwa woreczki Boskiego Ziela do medytacji. Niech któryś z młodych podrzuci je do koszar Temple City na moje nazwisko - zostaną mi doręczone. Z góry dziękuję, bo dawno nie medytowałem i bardzo mi tego brakuje.

Wycałuj Mamę, powiedz jej, że sobie radzę. Ukochaj dzieciaki, szczególnie małą Berenice.

Pozdrawiam serdecznie
Guillermo, Twój bratanek
Mithril, 12 Hedrot 150 AV

PS. Tylko dla Twojej wiadomości - tam, gdzie jestem, jest bardzo ciężko. Kilka razy już szykowałem się na spotkanie z przodkami. Jeżeli zginę, a moje ciało nie zostanie odnalezione (co jest bardzo prawdopodobne), wyznaczam Cię wykonawcą mojego testamentu. Mam zamiar spisać go niebawem. Dziękuję za wszystko.

 

V. Guillermo do Gracji

Kochana

Nadal jesteś na mnie zła? Przepraszam cię z mój wybuch miesiąc temu. Wściekłość - jak wiesz - często zaćmiewa mój umysł. Ale to nie jest wytłumaczenie - tak czy inaczej zachowałem się jak gówniarz. Wybacz też, że nie przyszedłem osobiście, lecz sprawy ważne dla Mithril zatrzymały mnie i nie chcą puścić.

Tak naprawdę nie piszę do ciebie, żeby cię przepraszać i prosić o wybaczenie. Wiem, że nigdy się na mnie nie gniewałaś. Piszę dlatego, że się boję jak nigdy w życiu, przy żadnej bójce, sztormie czy ucieczce. Muszę z kimś się podzielić tym strachem, ale przed moimi towarzyszami zmuszony jestem strugać twardziela, który, jak barbarzyńca, nigdy nie odczuwa strachu. Jesteś jedyną bliska mi osobą, do której mogę napisać bez ogródek co mi leży na sercu.

Wyobraź sobie, że miałaś normalną pięciopalczastą dłoń... Wsadziłaś ją tam, gdzie nie trzeba i coś ci palec urwało. Co prawda mały, ale swędzi, boli. Odczuwasz BRAK. I co? Przyprawiają ci protezę - drewniany mały palec. Przemądrzały drewniany mały palec... Każą ci włożyć rękę z powrotem tam gdzie nie trzeba. I gmerasz, gmerasz, gmerasz w dziurze w poszukiwaniu czegoś, co nie będzie chciało odgryźć ci jedynie palca, tylko chce całej ręki. I znajdujesz. Najpierw dotykasz, obmacujesz. Atakuje. To coś wyrywa ci paznokieć. Czujesz ból, szok, odruchowo cofasz rękę w obawie, że to coś chce więcej... Lecz po chwili wahania, wiedziona ciekawością i - bądźmy szczerzy - żądzą zemsty - macasz dalej. Już myślisz, że to coś umknęło, weszło głębiej lub smyrgnęło pomiędzy twoimi palcami i wylazło na zewnątrz, gdy ty nie patrzyłaś. Już masz wyciągnąć dłoń, gdy nagle przypadkowo dotykasz czegoś, czego wcześniej tu nie było. Jest! Jest! Chwytasz i zgniatasz, miażdżysz. Krew na ręce.

To miejsce wręcz ocieka złem, promienieje czarnym światłem a my wchłaniamy powoli tę truciznę. Ciężkie jak smoła zło wnika przez uszy, przez usta, przez nos do naszych umysłów. Spowija je całunem ciemności. Okrucieństwo. Szaleństwo. Gniew. Dłoń jest brudna. I brud wędruje powoli w górę ramienia, aż w końcu pokryje całe ciało. A wtedy... Nie ma nadziei.

Skoro te wszystkie istoty były naczyniami czy nasionami zła, to co się z tym wypełniającym je złem dzieje, gdy je zabijamy? Co? Eksploduje. Osadza się w płucach, kościach, mózgu, sercu. I wynosimy, przemycamy to w świat jak chorobę. A potem skóra zacznie odchodzić płatami, wszystkie flaki się rozpuszczą, zamienią w papkę. Aż w końcu całe Mithril oszaleje z bólu i cierpienia.

Wejdziemy do serca ciemności i wyjdziemy stamtąd przemienieni.

Przed chwilą czułem się tak, jakbym umarł. Jakby bogowie rzucali losy o moje życie i któryś - Vangal - się pomylił, źle przeliczył oczka. O włos. Widziałem już złe cienie zbierające się nad moim ciałem niczym kruki by wyszarpać duszę. Jeszcze nie teraz. Nie teraz. Jeszcze trochę pobędę w tym świecie i kilku przeciwników wyślę na tamten.

Duszę się. Mam ochotę wyć w tych ciasnych i ciemnych korytarzach pełnych smrodu stęchlizny i dawnego zła. Czuję się samotny. Jest nas sześcioro, ale nikt, poza zdawkowymi poleceniami, ze sobą nie rozmawia. Trójka z nas zna się już ponad dwa miesiące, ale sądzę, że nigdy nie będziemy mieć wspólnych tematów do rozmów. Każde z nas jest do szpiku różne, z innego świata - elfka z lasów pogrążona w modlitwach, święty paladyn śniący o wyższych celach i zniszczeniu zła wszelkiego, czarnoskóry prostak i brutal, czarnoksiężnik owładnięty żądzą potęgi i mocy, milczący tropiciel z otwartych przestrzeni, chłodny i rozważny poeta-naukowiec. Wszyscy traktujemy się nawzajem jak profesjonaliści. Taka postawa powoduje, że nikt nie oczekuje wdzięczności ale także nie ma co liczyć na słowo otuchy. Nie wspieramy się na duchu, tylko idziemy w przygnębionym milczeniu podobni do cieni. Życie wstępuje w nas tylko podczas walki. Działamy wówczas niczym dobrze naoliwiona maszyna do zabijania, a może nawet jak drapieżnik z krwi i kości. Każda pozycja - wyliczona, każdy cios - wymierzony. Wszystko wykalkulowane. Przeraża mnie ta zimna precyzja połączona z wściekłością. Zatracamy się w rozumnym szale.

Z głębi wołam do ciebie
Guill
Mithril, 12 Hedrot 150 AV
(list został spalony zaraz po napisaniu)

Tu kończy się piąta opowieść Guillermo.
 

Na początek?