Scarred Lands Campaign Site
Withered Flowers
by Patryk Adamski (Ruemere)

Kroniki...

Opowieść Cinnamon interludium

Mithril, 25 dzień miesiąca Qui'd'noir, 7658 p.w.

Do
Matki Przełożonej
Konwentu Żeńskiego
Służebnic Madriel
178 Non'd'veir
Vera Tre.

Wielebna,

Pozdrowienia dla Ciebie i modlitwa o pomyślność dla wszystkich Sióstr.

W swoim ostatnim liście do mnie prosiłaś, aby donieść Ci natychmiast o każdej kolejnej manifestacji daru, jakim najwyraźniej obdarzyła mnie Nasza Pani w tamtym dniu, kiedy przez chwilę użyczyłam ciała jednemu z jej aniołów (pamiątkę po tym dniu noszę wciąż na szyi pod suknią... z braku bardziej trafnych określeń nazywam ją swoim amuletem). Jak łatwo się domyślasz - znowu widziałam rzeczy które się wydarzą, a może raczej - które mogłyby się wydarzyć, gdybym nie postanowiła nieco odmienić ich biegu. Ale po kolei.

Jak już wiesz, nabyłam pewnej wprawy w obracaniu się w kamień. Zdarzyło się to znowu i nie mogę powiedzieć, aby moment był najmniej oczekiwany. Tego można się było spodziewać. Ze stanu tego wyrwały mnie dwie rzeczy - paskudne uczucie mrowienia w całym ciele, jakie towarzyszy zwykle inkantacji zaklęcia "Kamień w Ciało" i wizja. Nagle zobaczyłam Oshira opuszczającego naszą grupę i udającego się w bliżej niewiadomym kierunku (przy czym uległam przemożnemu wrażeniu, że kierunek w jakim udaje się Oshir stanowi niewiadomą także - a może nawet przede wszystkim - dla niego) oraz Tadhga, jeszcze bardziej zamkniętego w sobie niż zazwyczaj. Tak jak zazwyczaj czuję zapach pachnidła użytego przez osobę, którą obserwuję, tak niemal fizycznie mogłam poczuć, że Tadhg pachnie strachem, przygnębieniem... i bezmierną wprost samotnością - uczuciem, które my, elfy, nauczyłyśmy się traktować jak część odwiecznego porządku Świata.

Kiedy wróciły mi wszystkie zmysły, przyjrzałam się swoim towarzyszom. Byli najwyraźniej poranieni, a humory mieli (z wyjątkiem Nestera, który masował sobie przeguby tak jak ja po powrocie do świata żywych spośród kolekcji kamiennych figur, do których grona jeszcze niedawno należeliśmy) oględnie rzecz ujmując, zwarzone jak śmietanka wlana prosto na wrzątek. Gnana tyleż ciekawością, w jakie też tarapaty moi towarzysze się tym razem wpakowali, co niepokojem, co też mogło być przyczyną ich obecnego stosunku do świata postanowiłam zapytać w myśl porzekadła "Kto pyta ten błądzi w zupełnie innych miejscach niż ten, kto nie pyta." Pytanie Nestera nie miało sensu- z uwagi na stan wymuszonego bezruchu w jakim oboje znajdowaliśmy się ostatnio, wiedział tyle co ja. Oshira wolałam nie pytać - wciąż miałam w pamięci wizję jego pospiesznego pakowania swojego skromnego dobytku w zamiarze porzucenia nas tak szybko, jak tylko się da i chciałam wyjaśnić przyczynę takiego stanu rzeczy. Gabriel... no cóż, to niewątpliwie bardzo miły i ładny chłopiec i całkiem wprawny w swoim rzemiośle paladyn, ale w myśl zasady coś za coś, wszelkie jego przymioty równoważy dość starannie całkowity brak umiejętności dostrzegania tego, co dzieje się w głowach i sercach otaczających go ludzi. Może nie umie, a może nie chce analizować tych drobnych gestów i półsłówek, które składają się na skomplikowany system komunikacji międzyludzkiej (nazywam go skomplikowanym, choć w porównaniu z tymi wszystkimi pół- i ćwierć środkami komunikacji, w których lubuje się nasza rasa jest to system nader nieskomplikowany... by nie rzec, prymitywny). W przeciwnym bowiem razie już dawno zauważyłby, w jaki sposób patrzy na niego Tadhg. Muszę przyznać, że Nekromanta zdaje się być w tym aspekcie swojej osobowości podobny do nas, Starszej Rasy - prawdopodobnie obdarza uczuciem osobę, nie kierując się przy wyborze obiektu uczuć kryterium płci; cecha która nie wydaje się występować wśród ludzi powszechnie, ograniczając jeszcze bardziej ich i tak skromne możliwości wyboru. Inna rzecz, że wcale nie jestem pewna, co też Gabriel począłby z wiedzą o tym aspekcie osobowości Tadhga- on sam wydaje się ulegać pod tym względem tradycyjnym ludzkim ograniczeniom. Jako potencjalne źródło informacji pozostał mi Guillermo i właśnie Tadhg. Zważywszy, że ciekawa byłam również przyczyn przygnębienia tego ostatniego (chociaż bezbłędnie odgadywałam przynajmniej ich połowę patrząc, w jaki sposób Tadhg przygląda się paladynowi), postanowiłam porozmawiać właśnie z nim.

I dobrze się stało. Półtoragodzinna rozmowa przekonała mnie o tym, że Tadhg jest nekromantą inteligentnym, spostrzegawczym, nad podziw empatycznym i osobliwie spragnionym możliwości zaufania komuś w tym zwariowanym, cudacznym mieście, gdzie podejrzliwość chadza ulicami pod rękę z samotnością. Że w naszej małej grupce nie dzieje się ostatnio najlepiej. I że trzeba coś zrobić aby działo się lepiej. Bo można. Bo warto.

Najwyraźniej Oshirowi stała się krzywda. Kiedy kapłani pracowicie przywracali mnie i Nestera światu żywych (a dokładnie rzecz ujmując - giętkich i ruchomych), Gabriel i Guillermo zostali poproszeni przez jednego z Vanda’ai tego miasta (zrazem najwyraźniej swego rodzaju Vassi Oshira; dokładnej rangi i funkcji tego człowieka oraz współzależności między nim a Oshirem Tadhg nie umiał określić... zresztą jest to rzecz drugorzędna) o wyrażenie opinii o Oshirze. Jak zrozumiałam, opinia ta była dla Oshira ważna; prawdopodobnie zależała od niej zmiana statusu społeczno- funkcyjnego naszego towarzysza. I oto Gabriel, za nim Guillermo, wystawili Oshirowi świadectwo braku zaufania, a ów Vassi im uwierzył. Obaj przekreślili bez dłuższego namysłu, bez prośby o sprecyzowanie pytania postawili pod znakiem zapytania przyszłość człowieka, który im zaufał, który towarzyszył im tam, gdzie inni nie poszliby za żadną cenę, który stał u ich boku w walce.

Przyznaję Wielebna, że małe ambicyjki i rozgrywki które, nie wiedzieć czemu, tak zdają się ludzi cieszyć, nie zaprzątają zwykle mej uwagi. Tym razem jednak... zdecydowałam, że to było coś więcej, że Oshirowi działa się krzywda i że niczym sobie na nią nie zasłużył. Zaciekawiły mnie także motywy postępowania Gabriela i Guillermo. No i poczułam, że moja sympatia do Tadhga rośnie i krzepnie. Jest bardzo zakochany... i bardzo samotny.

Znasz mnie, Wielebna. Wiesz, że bezsilność to nie jest mój ulubiony stan ducha. I że ja i Pani bezradność nie lubimy się zanadto i zazwyczaj wybieramy inne ścieżki. Więc...

Niewiele mogę pomóc Oshirowi. Ale zrobię to co mogę - pójdę jutro do jego Vassi i zażądam wysłuchania, co na temat Oshira ma do powiedzenia kapłanka Madriel. Nie znam takiego Vandai, który ośmieliłby się odmówić kapłance Madriel. A Ty, Wielebna? Sądzę, że tym bardziej.

Gabriel i Guillermo... z nimi trzeba pomówić, zanim będzie za późno i dać im szansę wyjścia z twarzą z tego... świadomie użyję tutaj słowa "nieporozumienia" - nawet, jeśli będzie to przejaw myślenia życzeniowego. Oraz przyjrzeć się bacznie kondycji relacji w naszej małej grupce. Jeśli ktoś zupełnie obcy przychodzi, pyta o członka drużyny, a my wystawiamy my świadectwo nielojalności... cóż, lubię dokładnie wiedzieć, czego spodziewać się po towarzyszu broni. Zwłaszcza, jeśli w walce stoi za moimi plecami.

Tadhg i Nester. Tadhg potrzebuje... sama nie wiem. Sojusznika? Powiernika? Słuchacza? Po naszej dzisiejszej rozmowie jestem przekonana, że jego stan... zawiedzionej nieszczęśliwości (że użyję tu dosłownego tłumaczenia z naszej mowy, bogatszej w określenia stanów emocjonalnych - nawet jeśli rzecz idzie o emocje ludzkich nekromantów) jest... odwracalny. Nestera zaś nie miałam jeszcze okazji poznać zbyt dobrze. Jak on odpowiedziałby na zadane przez Vassi pytanie? Sądzę, że czas przyniesie odpowiedź. Tak jak przyniósł odpowiedź na pytanie, które na koniec naszej rozmowy zadałam Tadhgowi. Odpowiedź była tyleż spodziewana, co satysfakcjonująca moją, na skroś elfią,  hierarchię wartości.

 

Niechaj Madriel nie szczędzi Tobie, Wielebna, oraz całemu Konwentowi obfitości wszelakich łask.

Starsza Adeptka
Cinnamon Cayenne

Tu kończy się trzeci list Cinnamon.
 

Na początek?