Scarred Lands Campaign Site
Withered Flowers
by Patryk Adamski (Ruemere)

Kroniki...

Opowieść Cinnamon sesja dwudziesta druga

Dwie kartki z notatnika Cinnamon, pokryte starannym pismem runicznym, sporządzone w elfickim.

Siedząc okrakiem na cembrowinie Cinnamon kombinowała jak by tu, nie mocząc żadnej ze swoich witalnych części ciała, wydobyć butelkę, która smętnie kołysała się na wodzie, wrzucona tam najwyraźniej przez kogoś, komu długie dni rejsu po morzach i oceanach bądź też bezludna wyspa pomyliły się ze studnią na środku dziedzińca. Bystre elfie oczy widziały zwinięty wewnątrz butelki kawałek pergaminu, a ciekawość zżerała ją z taką samą intensywnością, jak przed metalowymi drzwiami tam, na dole. Może by tak bosak. Albo lina... Albo wiadro na linie. O Madriel, jakie to pospolite. Kapłanka z wiadrem przy studni - a wiatr rozwiewał jej... Może jednak liną. Albo... albo nekromantą. Magią znaczy! "Tadhg!" - ucieszyła się na widok wyłaniającego się z części sypialnej, wciąż trupio bladego po ostatnich przejściach nekromanty. "Chodź no tutaj i zobacz..."

Pół godziny i jedno Mage Hand później, dwie ciekawskie głowy pochylały się nad uświnionym pergaminem. "No popatrz, popatrz - ja jestem bardzo dobrą, chociaż obcą... osobą, a Ty - materiałem na kaprala," powiedziała Cinnamon do Tadhga, który właśnie zaczął się uśmiechać. Bezczelnie. Jak na Tadhga przystało. Odwzajemniła uśmiech.

Czuła się dobrze. Chyba po raz pierwszy od wyjazdu Vera Tre czuła, że jej dowcipy nie trafią w zdziwioną, obco-ludzka pustkę, a za dar życia otrzyma coś więcej niż tylko zdawkowe "Dzięki" powiedziane tonem, jakim jej rodzina informowała od pokoleń służbę, że porządki na dziś już zostały zakończone. Potrafiła sobie doskonale poradzić sama. Jednak... kiedy stoi się naprzeciw spektry, dobrze jest czuć na plecach oddech przyjaciela. Nawet bardzo przerażony i bardzo ludzki oddech. Dziwiła, ale i cieszyła ją więź, jaka zdawała się powoli i mozolnie prząść między członkami drużyny. Cinnamon studiowała ją uważnie i z ciekawością; tak jak wiele księżyców temu studiowała zawiłości ornamentów, które Thyme wyczarowywał dla niej wprawnymi pociągnięciami pędzelka na cieniutkim jedwabiu jej szala. Po raz pierwszy, od kiedy zaczęła się jej podróż w tej grupie Cinnamon zauważyła zmianę w schemacie postępowania "Do przodu i co na drodze, to nieprzyjaciel". To ostatnie, nota bene, okazywało się zazwyczaj prawdą. Po raz pierwszy nie otwarto wszystkich zamków, jakie można było w Banewarrens otworzyć. Po raz pierwszy przedyskutowano cel ich kolejnych wycieczek do coraz bardziej zrujnowanych (i to nie tylko wskutek ich dotychczasowej radosnej działalności eksploracyjnej) lochów. W czasie tej wycieczki do piwnicy - bo Cinnamon myślała o Banewarrens jak o piwnicy babki Coriander, z tą jednakże subtelną różnicą, że zawartość bezdennych piwnic babki w Vera Tre była znacznie bardziej przerażająca - każdy starał się dodać coś od siebie. Oshir - ostrożność, która kazała im jednak nie otwierać kolejnych drzwi w Banewarrens, które co prawda mogły okazać się drzwiami do sklepiku z łakociami, ale też zamykanym na klucz wiekiem ich wspólnego, drużynowego grobowca. Nester - zdającą się nie mieć końca inwencję, będącą źródłem nadspodziewanie dobrych rozwiązań nierozwiązywalnych, zdawałoby się, sytuacji. Guillermo - jak to potwierdził jego ostatni list, był człowiekiem przyzwoitym (jak na człowieka, oczywiście) i zaskakująco szczerym. Cinnamon wysoko ceniła szczerość. "Nie ufam wam, bo nie ufam nikomu, ale zawierzę wam swoje życie i będę walczył u waszego boku" - tak właśnie zachowywał się Guillermo. Dla każdego Elfa było to jasne i uczciwe postawienie sprawy. Gabriel - dodawał tę mieszankę brawury i braku instynktu samozachowawczego, który dotychczas pozwalał im wszystkim przegrupować się i dawał czas na myślenie, podczas gdy paladyn zabezpieczał pierwsza linię. Tadhg - magię, a magów Cinnamon ceniła od zawsze. Od dnia, w którym Thyme umieścił w śnie swojej młodszej siostry małego mosiężnego smoka, który chciał koniecznie zagrać z Cinnamon w szarady. Od dnia, w którym po raz pierwszy, w sposób nieprzewidziany i niekontrolowany zamanifestowała się jej moc. Dlatego potrafiła docenić jakość pomysłu nekromanty, żeby Vampiric Touch połączyć z Soul Blast i wykorzystać z piorunującym efektem w walce ze spektrą. Potrafiła także bezbłędnie oszacować i docenić ilość sił życiowych, jakie Tadhg był gotów poświęcić dla ratowania pozostałych.

"To co - może wina?" Nie czekając na odpowiedź odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę koszar, bo tym w istocie były ich tymczasowe kwatery, ściskając w garści pergamin. Oraz butelkę, którą po krótkim namyśle zdecydowała się także zabrać; nigdy nie wiadomo, co, komu i kiedy może się przydać. Nie czekała na odpowiedź Tadhga, bo przewidziała, że powie to, co właśnie usłyszała za plecami wraz z chrzęstem żwiru pod butami nekromanty.

"Niezły pomysł," odpowiedział.

Po elficku.

Tu kończy się czwarty list Cinnamon.
 

Na początek?