Scarred Lands Campaign Site
Withered Flowers
by Patryk Adamski (Ruemere)

Kroniki...

Opowieść Tadhga sesja dwudziesta piąta

Q'Inniú Qurtzon
Lower Court Park 22
Hollowfaust

16. Hedrot, nadal w Banewarrens

Kurwa mać!

Na tym właściwie powinienem zakończyć. Więcej - pewnie w ogóle nie powinienem był tego listu rozpoczynać, zdając sobie doskonale sprawę ze stanu, w którym się znajduję. A znajduję się, drogi przyjacielu, w stanie maksymalnej, skoncentrowanej i niebotycznie intensywnej wściekłości. Wściekłości bezsilnej, tak przy okazji, a co za tym idzie jeszcze bardziej wszechogarniającej. Dlaczego więc piszę? Robię to w ramach terapii, jako że tłamszenie w sobie całej tej furii spowodować może niekontrolowany wybuch w całkiem nieodpowiednim momencie, czyli na przykład podczas mojej rozmowy z Lizettą. Byłoby to nad wyraz niefortunne, taki przejaw braku opanowania z mojej strony - i nie chodzi mi tutaj o nadwerężenie mojej reputacji dyplomaty, bo praktycznie nie ma o czym mówić w tym zakresie, ale o ryzyko zaprzepaszczenia możliwości osiągnięcia porozumienia w pewnej żywotnie istotnej kwestii.

Takiej jak życie lub śmierć paladyna Coreana i członka zakonu Rycerzy Mithril, Gabriela Celeste.

Podejście Lizetty do kwestii Banewarrens nie działało na mnie nigdy specjalnie kojąco, ale dotąd przyjmowałem je ze stoickim spokojem kogoś, kto nie mogąc nic zmienić, najlepiej zrobi nie robiąc nic. Zwłaszcza że próbował stan rzeczy zmieniać Gabriel, którego z lekka denerwowało lekceważące podejście wyższych rangą przedstawicieli władz miasta do zagadnienia podziemi grożących przypuszczalnie całemu światu zawartym w nich potencjałem magicznym. Rezonował zatem z typową dla palandynów werwą i oddaniem, nie tylko zresztą przy Lizetcie. Krytykował ostatnio rozmaitych przełożonych coraz częściej i coraz bardziej stanowczo, ale jak to nierzadko w przypadku naszych poczynań bywa, rezultaty osiągał dość mizerne, jeżeli nie liczyć zniecierpliwienia wielkich mithrilskiego świata.

Uczenie cudzych dzieci ma być, jeżeli wierzyć doświadczeniu społeczeństw, klątwą dość dużego kalibru, jednak uczenie cudzych dorosłych wydaje się bić je na głowę i to bić grubą, okutą żelazem dębową pałką. Próżność takiego zabiegu da się porównać jedynie do zawartości głowy co poniektórych oficerów miejscowej straży, o których pisać tutaj jednak nie będę. Z uwagi na obyczajność (tak, tak, mam i ją wśród niecodziennej mieszanki cech osobowych, jakkolwiek trudno by Ci przychodziło w to uwierzyć) i brak wiary w możliwość jakiejkolwiek zmiany. Na lepsze, rzecz jasna, na gorsze zawsze zmienić się rzeczy mogą.

I zmieniają, o czym przekonaliśmy się po ostatnim powrocie w podziemia. Nie będę Cię zanudzał relacją z kolejnej eksploracji, przechodząc od razu do podsumowania, będącego czymś pośrednim między apelem poległych a wekslem bez pokrycia na olbrzymi kredyt zaufania do władz militarnych miasta Mithril. Otóż skończyło się wytłuczeniem prawie do nogi oddziału paladynów strzegącego wejścia do podziemi i wzięciem w niewolę Gabriela. Wszystko to dokonała ta sama banda, która już raz zalazła nam za skórę - mindflayer, ogre mage i spółka. W skład spółki, tak nawiasem, wchodzi phase spider, więc pogoń za nimi była krótka i mało efektywna.

Lizetta była bardzo zmartwiona. Nie wytknąłem jej, choć miałem wielką ochotę, że mimo wspólnego źródłosłowu, ma się jej zmartwienie nijak do bycia martwym, co na skutek jej asekuranctwa jest udziałem sporej ilości osób. Nie powiedziałem masy rzeczy, które powiedzieć chciałem, ale i tak padło kilka ostrych stwierdzeń z mojej strony. Niech je traktuje jako requiem dla Gabriela. Niech je traktuje jak chce. Przestaje mnie obchodzić, co sobie myśli, skoro tak ma wyglądać jakość tego myślenia.

Gabriela postaramy się odbić, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką przed śmiercią zrobię. Nie czuję się winny zaistniałej sytuacji, ale mam wrażenie, że mogłem zrobić więcej. A kiedy już Gabriel znów będzie wśród nas, wybiję go sobie z głowy. Przestanę się oszukiwać, że istnieje jakakolwiek szansa na wzajemność z jego strony. Prawda jest taka, że on już jakiś czas temu mi przeszedł - nie do końca to do mnie dotarło, ale tak właśnie jest. Nie będziemy razem, ale nie tylko dlatego, że on nie jest zainteresowany - nie jestem zainteresowany ja sam. Już nie. Już nigdy więcej.

Za dużo się stało i za dużo nie chciało się stać.

Pozdrawiam Cię serdecznie,

 

Z notatnika Tadhga:

Pół na pół

W pół drogi znikąd donikąd
zabłądziłem do Ciebie.
Uwierzyłem półprzytomnie
w półrealny świat.

Patrząc półprawdzie
w przymrużone oko,
obiecałem sam sobie
pół królestwa. Jeżeli rękę,
to jedną, a zatem
też jakieś pół.

Dwie połówki nie tworzą
całości.

Dwie połówki nie tych
pomarańczy.

 

Tu kończy się dwunasta seria listów Tadhga.

 

Na początek?