Scarred Lands Campaign Site
Withered Flowers
by Patryk Adamski (Ruemere)

Kroniki...

Opowieść Cinnamon sesja dwudziesta ósma

Cinnamon spała. Co więcej - śniła. W sposób wyprany z jakichkolwiek emocji, jakby oglądała świat z wygodnego miejsca pasażera; nie komentując, nie ingerując, tylko patrząc. Śniła o Planie Cienia, o grzechotce Guillerma, o księżycowej poświacie. O paladynach z Mithrill, rozstępujących się przed nią w pełnym szacunku milczeniu, kiedy prowadziła trzyosobowy kondukt żałobny wynoszący ciało Tadhga z tego miejsca bez początku i końca. I o czymś jeszcze, co wyczarowało na jej twarzy uśmiech. A potem, po ścieżce otwartej przez jej śniące ja, przyszedł do niej Thyme. Usiadł naprzeciw niej i połaskotał w policzek . "Cinn, en’nii - opowiadaj." Poprosił łagodnie głosem zbyt wysokim jak na głos mężczyzny i zbyt niskim jak na głos kobiety. Jej własnym głosem.

Więc oparła mu głowę na ramieniu, przymknęła oczy i opowiadała. A on słuchał. Czasami zadawał pytania. Wtedy ona odpowiadała. Albo i nie. A potem, wiele uderzeń serca później, Thyme powiedział "Siostrzyczko... ten wasz nekromanta... Tadhg?" - skinęła głową, tak daleka od zaskoczenia jak statystyczny paladyn od kierowania się rozsądkiem. "On... pokażę Ci coś." Delikatnie ucałował jej czoło, a ona zobaczyła krew... całe wiadra krwi na pościeli, w której leżał nieprzytomny, choć wciąż jeszcze żywy, nekromanta, z podciętymi z chirurgiczną precyzją oboma nadgarstkami. "Odratowali go. Ale drugi raz może im się nie udać. Co z tym zrobisz?" pocałował ją jeszcze raz, tym razem w policzek, najwyraźniej zostawiając ją sam na sam z tym pytaniem.

Wtedy się obudziła. Nie było to powolne dryfowanie ze snu w jawę, jakie zazwyczaj jej się przydarzało, kiedy promienie wschodzącego słońca urządzały sobie zabawę w tar’ton na jej wciąż zamkniętych powiekach. Otworzyła oczy i usiadła na łóżku, całkowicie przytomna. Chwilę zajęło jej przeanalizowanie możliwości aktualnego miejsca pobytu Tadhga. "Ogród" - mruknęła dziesięć sekund później. Odrzuciła prześcieradło i wstała, kierując się na zewnątrz. W drzwiach zawróciła; coś jej podpowiadało, że naga elfka z tatuażem... a, mniejsza o to!, maszerująca energicznie w kierunku ogrodu, może stać się tematem numer jeden przy śniadaniu w koszarach. Owszem, bardzo lubiła być tematem numer jeden. Zwłaszcza przy śniadaniu. Ale raczej nie w koszarach. I nie w sytuacji, gdy zdania miałyby być wypowiadane w trzeciej osobie liczby pojedynczej. Narzuciła na siebie suknię i z rozmachem otworzyła drzwi na korytarz.

Tak jak przypuszczała, siedział w ogrodzie. Na kamiennej ławce po drzewem to’d’rai, z książką na kolanach, z niewidzącymi oczami skierowanymi w przestrzeń przed sobą. Podeszła bezszelestnie i usiadła obok niego. Czekała, aż zauważy jej obecność. Jakieś pięć minut później - całkiem nieźle jak na człowieka, tak sobie jak na czarodzieja - zdał sobie wreszcie sprawę z jej towarzystwa. Odwrócił głowę i popatrzył jej w oczy. Odpowiedziała mu spokojnym spojrzeniem, a potem wyciągnęła ku niemu dłonie. "Mogę?"...

Powoli odwijała z bandaży jego szczupłe nadgarstki. Z wprawą obejrzała blizny po cięciach, przesuwając po nich opuszkami palców. "No no, Panie Mhic Draodoir, fachowiec z Pana..." Podniosła głowę, by z zadowoleniem zauważyć cień bladego uśmiechu w szarozielonych oczach. A potem zadała mu pytanie, które musiała zadać. I wysłuchała odpowiedzi, której się nie spodziewała.

Przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu. Potem z wahaniem wyciągnęła rękę i pogłaskała ramię nekromanty. "Tadhg... widzę dwa wyjścia. Na następny miesiąc...może dłużej. Albo przestaniesz w ogóle sypiać, albo wstawisz łóżko do mojego pokoju." Popatrzyła mu w oczy bez cienia uśmiechu, żeby się upewnić, że dobrze zrozumiał jej intencje... a raczej ich całkowity brak. "Potem zobaczymy." Wstała z ławki ruszając przed siebie. Przeszła kilka kroków i przystanęła wyczuwając zdezorientowanie Tadhga, wciąż siedzące bez ruchu na ławce, z nieczytaną książką na kolanach. "Ruszże się, Tadhgu Mhic Draodoir" rzuciła przez ramię, wprost w to zdezorientowanie. "Mamy świat do uratowania po śniadaniu."

Kiedy w końcu huk spadającej z kolan książki poinformował ją, że Tadhg wstał z ławki, nie oglądając się przed siebie pomaszerowała wprost do swojego pokoju. Zaraz pójdą ratować świat - tylko może wcześniej Cinnamon założy buty. I pomaluje rzęsy.

 

Tu kończy się siódma opowieść Cinnamon.
 

Na początek?