strona kampanii
d20 Modern
Marcina Turkota
dziekuję
Paulowi Klee
za inspirację
<o< kampanie >o< wstęp >o< świat >o< bohaterowie >o< opowieści >o>

Historia Johna

Opowieść Trixie

Voodoo Blues

Nyadinu

Glina...

Opowieść loa

HISTORIA JOHNA

Urodziłem się w Megalopolis i nie wiecie nawet jak bardzo żałuję, że mnie tam teraz nie ma.

Rodzice wiedzieli, że pójdę do wojska. Ale nie przewidywali, że nie do rządowej armii, tylko do korporacyjnej. Były kłótnie, żale, wiele niepotrzebnych słów. Trochę szkoda, że tak się skończyło, ale nie potrafili zrozumieć, że nie ma handlu w mojej krwi. Mówili, że każdy z mojej rodziny, kto kultywuje tradycję wojownika, szybko ginie. Ja jednak wolę to, niż siedzenie za ladą sklepową i użeranie się z debilami, którzy nie mogą zrozumieć, że coś dokładnie tyle kosztuje i kropka.

W wojsku liznąłem trochę dyscypliny, ale nie za dużo. Wystarczająco by samemu się kontrolować, i na szczęście nie wystarczająco by powiedzieć komuś "NIE, jakiś problem?". Na szczęście mało kto ma jakiś problem. Lubię takie bezproblemowe towarzystwo.

Gdy znudziło mi się w wojsku postanowiłem robić w ochronie, jednak nie potrafiłem zrozumieć, że z tej armii się nie idzie do rezerwy. Postanowiłem mimo wszystko oddelegować się na wcześniejszą emeryturę. Trochę wyszło, a trochę nie. Wszystko zaczęło się od tego, że kolesia od włamań złapali i nie zdążył napisać w bazie danych, że nie żyję. Więc szefowie trochę stracili do mnie zaufanie. Ulotniłem się zacierając ślady, opłacając innego "specjalistę". Trochę pomieszał i oficjalnie nie żyję, ale żyje sobie pewien "John Doe" we wspaniałym Megalopolis.

Nie mogłem tylko "przekonać" do tej wersji korporacji. Z tego powodu postanowiłem się wynieść z miasta zanim połapią się, kto jest kto i gdzie się ukrywam.

Znalazłem w jakimś ogłoszeniu wycieczkę do skansenu na południu. Skansen to to nie był, ale do domu to to też nie było podobne. Oderwałem się od wycieczki i wskoczyłem do knajpy zobaczyć, jakie jedzenie tu serwują. Przewodnik mówił "Nie mogę na to pozwolić! Jeśli coś się stanie to nie będziemy na ciebie czekać! Tutaj niektórzy, zwani kapłanami, mogą takiego jak ty po prostu zabić!" I takie pierdoły. Ja mu na to "To już mój problem, u nas jest to samo tylko, że <<kapłani>> pracują dla korporacji". Nie odpowiedział. Puścił, a ja nie wróciłem. Chyba przewodnik rzeczywiście wierzy w bajkę o kapłanach mordercach czyhających w każdym ciemnym zaułku, podobno pojechali bez minuty opóźnienia. Nawet chwili nie czekali. Trochę mnie to cieszy, bo w ten sposób uśmierciłem Johna Doe w bazie danych Megalopolis.

W knajpie, do której poszedłem, poznałem takiego dziwaka, który wyglądał jak kolesie ze starych filmów. Opowiadał o jakiś Bogach i że jest kapłanem. Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby mnie zabić. Wyglądał raczej jak ktoś, kogo wiatr może przewrócić. Zapytał czy mam gdzie mieszkać. Pasowało mi, że nie chciał znać żadnych "historii mojego życia" tylko dla bezpieczeństwa szukał współlokatora. Jeśli ma inne plany to się raczej NIEMIŁO zdziwi. Tak zamieszkałem z nim w opuszczonym magazynie.

Po jakimś czasie poznałem Deltora, który zaproponował mi pracę w swojej knajpie. Tak dożyłem dnia dzisiejszego we względnym spokoju.

<o< początek Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie całości bądź części tekstów bez zgody autorów zabronione.
opowieści >o>